Śmierć palmy
2019, komentarz towarzyszący projektowi o tym samym tytule

Autorka: Joanna Rajkowska

 

W wymiarze teatru ulicy, spektaklu, który trwa 24 godziny na dobę, gest uśmiercenia palmy jest aktem traumatycznym. Niszczymy scenografię, odsłaniamy kulisy, poza którymi widać żebrowanie konstrukcji na kurtynę. A jednocześnie, przewrotnie, okazuje się, że palma nie jest martwa, że żyje i reaguje na zmiany aury, że nie wytrzymala gwałtownych zmian warunków atmosferycznych, i susze na zmianę z ulewnymi opadami spowodowały jej śmierć. Tym razem palma nie znaczy, nie opowiada, nie przekazuje. Tym razem nasz teatr to teatr twardej rzeczywistości fizyki i chemii planety, od których jesteśmy wszyscy, my – żyjące organizmy, zależni w sposób bezwarunkowy.

Nie jest wcale łatwo zniszczyć wizualność własnego projektu. Kiedy spotkaliśmy się z Muzeum Sztuki Nowoczesnej aby przedyskutować aspekty nowej odsłony projektu “Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich”, miałam poczucie, że jest to najważniejszy moment w historii projektu, że wszelkie poprzednie gesty poruszały się jedynie w skali ludzkie-ludzkie. Dotyczyły kulturowej próżni po Holokauście i niełatwego współżycia ze społecznością żydowską – przywoływały trudną i krótką historię warszawskiej Nowej Jerozolimy z końca XVIII wieku. Gest zawieszenia palestyńskiej kufiji w 2011 roku zmieniał trajektorię myślenia o palmie i pytał o pełną przemocy relację Izraela z Palestyńczykami. Protest anarchistów w 2012 roku wobec skrajnej komercjalizacji mistrzostw świata w piłce nożnej i mętnego udziału w tym pieniędzy publicznych umieszczal z kolei palmę w centrum wydarzeń tu i teraz. Wskazywał bezpośrednio na kierunek naszego życia politycznego oraz skutki neoliberalizacji.

Ale żaden z tych projektów nie wykraczał poza horyzont wyznaczony przez ludzkie “podwórko”, świat naszych sporów, naszej pamięci i naszych wspólnotowych problemów. Poprzez gest uśmercenia palmy udało się spojrzeć szerzej, wychylić głowę poza ludzki horyzont po to, żeby zobaczyć grozę skutków antropogenicznych zmian klimatycznych i nadchodzące załamanie delikatnej równowagi ekosystemu, który utrzymuje nas przy życiu. Żeby to unaocznić trzeba było gestu radykalnego, przerywającego wizualną ciągłość projektu, który od 17 lat, lepiej lub gorzej, ale reprezentuje żyjące drzewo. Tym razem drzewo jest martwe. Nie była to łatwa decyzja.

W nocy z piątku na sobotę, kiedy miała miejsce operacja zdjęcia zielonych i zainstalowania prawdziwych, ususzonych, sprowadzonych z południa Francji liści, coś jednak chwyciło mnie za gardło. Kwestia oszpecenia przestrzeni publicznej, wprowadzenia innego porządku – nie porządku życia, a porządku śmierci – ma bolesną nośność. Zadzierałam głowę do góry żeby coś zobaczyć i próbując oddychać jak najmniej, bo rondo de Gaulle’a to czarna dziura spalin, które spłycają oddech i pozostawiają w płucach spory ciężar. Wokół nas wyły motory macho na motocyklach, którzy demonstrowali butę i męskość, setki, tysiące samochodów, tirów, ciężarówek i dostawczaków przepychało się wokół ronda. Im trudniej mi się oddychało, tym bardziej byłam przekonana, że należy to zrobić. Być może martwa palma jest drzewem tych wszystkich, którzy z powodu zanieczyszczenia powietrza zakończyli wcześniej życie. Ma rację Timothy Morton, który odkrywa nam pewną oczywistą oczywistość. Że to, co wyrzucamy, wraca, że nie ma “gdzie indziej”, że jest tylko TU. Twoje spaliny, to mój oddech. Że jesteśmy jednym wielkim, połączonym organizmem, w pewnym sensie jesteśmy tym samym oddechem i tymi samymi spalinami.

Palma, która przez tyle lat była znakiem próżni wszelkiego typu – nie tylko próżni kulturowej, ale też odebranej nam codzienności współistnienia z Innymi, codzienności różnicy, całego bogactwa odmienności, w ciągu jednej nocy stała się żałobnym znakiem zerwania łączności ze światem nie-ludzkim. Jak to się stało, że nie potrafiliśmy ogarnąć współ-czującą myślą materii planety, jak doszło do wyłączenia głębokiej, danej nam, na poziomie instynktu, empatii wobec nie-ludzi. Jak to się stało, że materia jest traktowana jedynie jako zasoby, materiały oraz przedmiot transakcji. Wszystkie kierunki wskazują na niezwykłą siłę kapitalistycznej perswazji, ale najprawdopodobniej historia tej największej aberracji w ludzkich dziejach jest dużo dłuższa. Kwestia relacji z materią, organiczną czy nieorganiczną jest według mnie absolutnie kluczowa. Jest wiele możliwych sposobów budowania i odczuwania relacji z materią. Jedną z najpiękniejszych jakie znam jest sztuka. Ale są też inne.

Mimo calej martwoty, jaką emanuje palma, projekt nie jest ilustracją ani też instrukcją ekologiczną. Projekt śmierci palmy ma w pierwszym rzędzie wymiar afektywny – ma przerażać. Jednym z realnych niebezpieczeństw jest to, że się nie boimy, że nie widzimy i nie rozumiemy co się dzieje. W społeczeństwie unikającym ryzyka którym się powoli stajemy, ryzyko przerażenia jest najwyraźniej zbyt poważne żeby zastanawiać się nad załamującymi się ekosystemami. A jednak jest to konieczność. Drzewo życia wysycha. I stoimy w obliczu kolejnego wielkiego wymierania.

Podczas tej nocy zdarzyło się jednak coś, co, mam nadzieję, jest odpowiedzią na grozę sytuacji. Na szczycie palmy, po zdjęciu kolejnych “pięter” liści znaleźliśmy… gniazdo. Ogromne gniazdo jakichś ptaków. Puste. Plątanina sporych gałązek – gniazdo było ocieplone puchem, piórkami oraz wełną mineralną. Moje śmieci to twój dom. Kawałki wełny mocno trzymały się ścianek. W środku było przyjemnie ciepło. Nic tylko znieść jajko. Życie nie daje za wygraną. Trwa. W śmietniku na tyłach sklepu z snikersami, obok mojej pracowni, wygrzebalam wielkie tekturowe pudło. Ceremonialnie włożyliśmy do niego gniazdo. Jest teraz dziełem sztuki. Jest piękne. Mam nadzieję, że ptaki dadzą radę w lepszym miejscu. W końcu to jedyne dinozaury, które przetrwały ostatnie wielkie wymieranie.

 

Zamknij