Palmiarnia dla Uchodźcow
2021
Palmiarnia, Warszawa
List Palmy do ludzi
Ludzie,
chcę wam coś powiedzieć. Wysłuchajcie mnie, nie ma teraz nic ważniejszego.
My, drzewa, jesteśmy świadkami, pamiętamy i przekazujemy sobie informacje, używając swoich korzeni.
To wszystko już było.
Kryjówki pod mchem, ciała i mogiły w lesie.
Znam obraz człowieka ukrywającego się w pniu starej brzozy podczas ostatniej wojny, matki i dziecka zanurzonych po szyję w bagnie. Polowali na nich naziści. Znam cyniczny śmiech mężczyzny w mundurze, poganiającego kolbą karabinu grupę ludzi tak wynędzniałych i zagłodzonych, że można pomylić ich z gałęziami, na których łopoczą skrawki ubrań. To się dzieje tu i teraz, w tym kraju, nie gdzieś daleko, na obcej ziemi. Wszędzie widzę niedopałki, krople krwi i pieluchy niemowląt.
Te obrazy są niewymazywalne. Ten zapach jest nie do usunięcia, ten brud nie do wywabienia. Takie historie nigdy nie mają dobrego zakończenia.
Nie mają zakończenia w ogóle.
Podobno jesteście gościnni. Gość w dom, Bóg w dom? Ze świecą szukać drugiego tak gościnnego narodu, który powita chlebem i solą, pałką i paralizatorem, drutem kolczastym, kolbą karabinu i pięścią. Najważniejsze, to nie utonąć w morzu obcych. Tak łatwo zapomnieć, kim się jest, zapomnieć słowa hymnu, a co jeśli zabraknie dla was miejsca?
Brzoza nie przestaje być brzozą, jeśli obok rośnie czeremcha.
Za chwilę będzie grudzień. My, drzewa, wtedy zasypiamy. Ale wy, ludzie, ożywiacie się.
Ktoś przypomni, że nie było dla nich miejsca w gospodzie. Ktoś inny nabierze wody w usta, gdy okaże się, że wrogami były małe dzieci, dziewczynka z kotem, kobieta, która poroniła, po tym, jak przerzucano ją przez drut kolczasty, staruszka z niewydolnością nerek, chłopiec w stanie hipotermii.
Ktoś odpowie, że trzeba było siedzieć w domu, ktoś inny doda, że to wszystko bajania, wroga propaganda.
Ktoś zapali w oknie zielone światło, ale będzie bał się otworzyć, gdy usłyszy ciche pukanie do drzwi o czwartej szesnaście nad ranem. Naciągnie mocniej kołdrę na oczy i przebudzi się z paskudnym bólem głowy i opuchniętymi oczami.
Ktoś inny wyjedzie daleko w poczuciu ulgi, że nie musi w tym uczestniczyć, brudzić rąk.
My, drzewa, widziałyśmy to już wiele razy: w Birmie, Rwandzie i tutaj, na wschodzie Europy. Ci tzw. obcy to inne, cierpiące ciała.
Może jest tak, że historia właśnie zatoczyła koło. Na wiosnę zobaczymy bielejące na słońcu kości, budzić nas będą koszmary, krzyki przerażonych ludzi, dochodzące gdzieś z oddali.
Ktoś będzie chciał ze sobą skończyć z braku sił, by na dobre zapomnieć to, co widział. Ktoś nie zniesie kolejnej wywózki.
Nie wierzycie? Posłuchajcie:
Jedna z lekarek, tuż pod granicą polsko-białoruską, rozmawiała z rodziną, która wyszła z lasu. Gdzieś ich wywieźli. Płakali i nie mogli pojąć, że trafili z jednego piekła do drugiego. W mroźnej nocy, w błocie, gorączce, w Polsce.
– Czy w lesie są ciała?
– Tak.
– Ciała dzieci też?
– Tak.
– Co się z nimi stało?
– Polska przerzuca je na Białoruś.
– I co wtedy?
– Białorusini je zakopują.
My drzewa, opleciemy te ciała korzeniami, będziemy z nimi żyć. Będziemy pamiętać. Ja z pewnością tego nie zapomnę. Proszę was powstrzymajcie zbrodnie. Każde cierpienie niszczy świat.
Wasza Palma
Warszawa, październik 2021
Sebastian Cichocki i Joanna Rajkowska