I w puszczy
28.09 - 25.11.2023 // 16.02 – 17.03.2024,
wystawa zbiorowa
Galeria BWA Warszawa, Warszawa // Fundacja Krupa, Wrocław
Co łączy powieść przygodową „W pustyni i w puszczy” z 1910 roku z puszczą na granicy z Białorusią w 2023 roku? Nasza młodzieńcza lektura szkolna straciła po latach niewinność tak, jak idee humanizmu okazały się iluzją. Maciej Gdula pisał, że „W pustyni i w puszczy” to powieść, która „uczy poczucia wyższości wobec ludzi innych ras, pokazuje, jak celebrować własną kulturę i pogardzać kulturą obcą, oraz uzasadnia dominację silnych nad słabymi. (…) Uczenie pogardy dla zdominowanych innych, znajdujących się niżej w hierarchii, jest najgorszą z możliwych trucizn kulturowych. Po jej zażyciu wyzwolenie, względnie wolność rozumie się jako swobodę panowania nad innymi. Mamy tego w Polsce aż nadto.” A Sienkiewiczowski kanon wciąż kształtuje kolejne pokolenia.
Mahlet, młoda Etiopka, to jedna z wielu osób uchodźczych, które umarły w samotności w głuszy Puszczy Białowieskiej. Pozwolenie na to jest nieludzkie, rozrywające serce, stawia pytanie o to, czym jest człowieczeństwo. Strach przed śmiercią z rąk własnych krajan popycha młodą matkę do tego by ruszyć w drogę z Syrii, zostawiając wszystko (nic) za sobą by przebyć ciężką drogę do Libii i zaryzykować życie własnych dzieci wsiadając do przepełnionego pontonu z nadzieją dotarcia do Włoch. Perspektywa dożywotniej służby wojskowej zmusza nastoletniego chłopaka z Erytrei do przeprawy przez zabójczą Saharę z pragnieniem wolności życia w świecie, którego nie zna. Poczucie (bez) nadziei powoduje młodymi ludźmi, by rozpocząć dramatyczną podróż z przemytnikami z Hartumu na północ Afryki, wiedząc, że wielu nigdy nie dociera do celu, bo pochłania ich pustynia. Małe, prawie abstrakcyjne pirografie Rafał Bujnowski tworzy w pobliżu hiszpańskiego wybrzeża, na które przybywają imigranci z Afryki.
Dwa obrazy Wilhelma Sasnala uzupełniają się nawzajem, wzmacniając atmosferę strachu i beznadziei. Z tej serii pochodzi też (nie pokazywany na wystawie) pejzaż z Kaczyńskim i Błaszczakiem na konferencji prasowej na granicy – osobami “niegodnymi” malowania, jak mówi autor. Podobnie, swoją rzeźbę „SORRY” Joanna Rajkowska nazywa antypomnikiem.
Prezentujemy dzieła powstałe pod wpływem aktualnych wydarzeń, ale przypominamy też prace profetyczne, sprzed kilkunastu lat, takie jak realizacje Aleki Polis i Agnieszki Kalinowskiej. Kalinowska w słomiance sprzed ponad dekady przywołuje ikonografię znaku drogowego. Tak zwany „znak imigracyjny” ostrzegał kierowców na autostradzie międzystanowej na granicy Meksyku i Stanów Zjednoczonych przed wtargnięciem na szosę imigrantów. Przedstawia mężczyznę, kobietę i dziewczynkę z warkoczykami. Znaki zostały ustawione w odpowiedzi na ponad sto wypadków śmiertelnych imigrantów spowodowanych w latach 1987-1990. Zamiast poczucia bezpieczeństwa i porządku publicznego wywołuje wrażenie paniki, chaosu i rozkładu norm społecznych.
Aleka Polis w 2003 roku wykonała performans, w którym osobiście badała doświadczenie hipotermii. Po latach zadedykowała go „migrantom i migrantkom, osobom, które niosą im pomoc i wszystkim, którzy kochają bliźniego swego jak siebie samego”.
Pracując nad rzeźbą “Ścieżki nudy i stresu” – pisze Gizela Mickiewicz – odnosiłam się do sytuacji, w których lęk/stres przemieszany jest z nudą wynikającą z oczekiwania na to, jaki obrót przybiorą istotne dla nas sprawy. Np. kiedy siedzi się w poczekalni szpitalnej, czeka na istotne informacje i ma się bardzo żywe poczucie dłużenia się czasu, ale jednocześnie odczuwa się coraz bardziej narastający niepokój. Ciekawa jest dla mnie w takich sytuacjach potrzeba ruchu, rozchodzenia stresu. Ruchu, który daje jakąś namiastkę poczucia, że nie pozostaje się biernym w sytuacji, na którą tak naprawdę nie ma się wpływu. Na korytarzach szpitalnych można zauważyć taką choreografię niepokoju – ludzi chodzących w kółko po niewielkim fragmencie korytarza. Ciekawią mnie tu właśnie tego typu sytuacje graniczne, kiedy ścieżki nudy i stresu się przecinają. I jak przykładam sobie ten stan do sytuacji ukrywania się – przemieszania napięcia, lęku z nadmiarem czasu pozbawionego sensownego zajęcia – to wydaje mi się to bliskie.
Fotografia „Wet Plants” Witka Orskiego pochodzi z projektu „Teraz już nie wiem co jest piękne” poświęconego melancholii. W dłoni H., uchodźcy z Sudanu, który po koszmarnej przeprawie dotarł do Polski zza wschodniej granicy spoczywa rukiew wodna. W XIV wieku w oparciu o tzw. teorię humoralną wierzono, że jest to jedna z roślin lecząca melancholię i depresję. H. do dziś zmaga się z psychicznymi konsekwencjami głębokiej traumy, która jest kosztem jego podróży do Europy.
“Lament” Karoliny Freino składa się z lightboxu i krzyku szponiastonoga kameruńskiego (Pternistis camerunensis), zagrożonego wyginięciem, endemicznego ptaka Mongo ma Ndemi (Góry Kamerun). Skomponowana z jego głosu pieśń żałobna została odtworzona na pograniczu polsko-białoruskim, w obrębie miejscowości Ozierany, nad graniczną rzeką Świsłocz. 16 lutego 2023 roku w wodach Świsłoczy w tym rejonie, odnaleziono ciało Livine Solange Njengoue Nguekam z Kamerunu. Zgodnie z wolą jej rodziny została pochowana na cmentarzu w niedalekich Krynkach. Livine jest jedną z ponad pięćdziesięciu ofiar kryzysu humanitarnego, trwającego od 2021 roku na polsko-białoruskiej granicy. Ponad trzysta osób uznanych jest za zaginione.
Film Szymona Ruczyńskiego, studenta Szkoły Filmowej w Łodzi, powstał na bazie jego własnych doświadczeń jako mieszkańca Białowieży. W wywiadzie dla Dwutygodnika mówił: Dalej niektóre te znalezione [w lesie] przedmioty trzymam, jakoś nie umiałem tego wyrzucić. Dziecięca rękawiczka, czapka… Gdy mam gdzieś opowiadać o tym, co się dzieje u nas, to zabieram je ze sobą. (…) Dla mnie to jest ważna rzecz, że mogę tego dotknąć, dać do ręki drugiej osobie i powiedzieć: to się wydarzyło. To jest namacalny dowód, że ja sobie tego nie zmyślam. Jak się nie ma do czynienia z tą sytuacją, to człowiek zaczyna sobie mówić, że tam wcale tak źle nie jest, i mózg ucieka do wygodnego życia. Chyba dlatego to nie zyskuje takiego oddźwięku w Polsce, bo trudno to zrozumieć. Sam cały czas muszę to sobie przypominać. Jak nie jest się cały czas na miejscu, to łatwo dać się pochłonąć codziennemu życiu, jakby nic się nie działo.
Te namacalne dowody, że las już nie jest taki sam widzimy w obrazie Karoliny Jabłońskiej. W zimnej przestrzeni lasu widzimy pozornie niepozorne przedmioty. But, rękawiczka. Ale dla tych, którzy mieli okazję być w Puszczy Białowieskiej, wejść w okolice przygraniczne to doświadczenie znalezienia obcych przedmiotów jest rzeczywiste. But, telefon, plecak. To nie jest Puszcza, jaką pamiętamy z opowieści Adama Wajraka o wilkach czy zdjęć Włodzimierza Puchalskiego. Coraz mniej zostaje z tej romantyczności. Skręcona drutem kolczastym para w pracy Katarzyny Przezwańskiej może stać się metaforą dramatu ludzi w Puszczy. Nie ma w tym już romantyzmu. Gdy patrzymy na kryzys uchodźczy, konflikty zbrojne w Ukrainie, Gazie, w Afryce milknie nasza nadzieja, że jesteśmy dość mądrzy i dobrzy by zachować spokój. Symbolika gołąbka pokoju z pracy Filipa Rybkowskiego przestaje być aktualna, staje się iluzją bezpiecznego świata, który trzeszczy, odpadają z niego łaty, niszczeje na naszych oczach. I to oznacza, że coraz więcej ludzi będzie szukało miejsca do lepszego życia.
Zakończeniem wystawy jest filmowy dokument Piotra Czabana, dziennikarza obserwującego kryzys na granicy od samego początku.
Puszcza wciąż jest scenerią toczącego się dramatu. Chcemy by ta wystawa otworzyła nasze głowy i serca na uchodźczy, migracyjny los. Pytamy o kwestię wolności, potrzebę sprawczości, odpowiedzialność i obojętność.